< Kilkanaście z tysiąca – wyniki III złodziejewskiej potyczki na zdjęcia Źródło wydruków na płótnie >

Złodziejka mądrzy się dla Fripersa

Wywiad udzielony Fripersowi, zapraszamy na stronę: www.fripers.pl

Fotografia bije kolejne rekordy popularności. Choć masowość jest dziś dla niej pewnym obciążeniem to należy zauważyć, że rośnie też liczba osób fotografujących świadomie i coraz lepiej. Dla nich powstają kolejne warsztaty fotograficzne, których również przybywa. Udało nam się namówić Panią Marcelinę Oczkowską – organizatorkę Warsztatów Fotografii Artystycznej w Złodziejewie by opowiedziała nam jak to wszystko dziś wygląda.

Pani Marcelino Warsztaty Fotografii artystycznej goszczą w Złodziejewie od wielu lat i doczekały się niemałej renomy, początki były trudne?

Ojjj, bardzo. Wydaje mi się, że w Polsce w ogóle trudno jest zacząć coś od zera. Moim kapitałem było przede wszystkim miejsce oraz to, że sama robiłam zdjęcia i że przez kilka osób byłam kojarzona. Oczywiście nie bez znaczenia był fakt, że znałam bardzo zdolnych fotografów, którzy przyjęli moje zaproszenie do poprowadzenia spotkań z nimi w Złodziejewie.W tym miejscu po prostu muszę pozdrowić moich pierwszych Absolwentów, którzy zaufali mi niemalże w ciemno, przyjechali w nieznane miejsce, decydując się na bardzo innowacyjny program wymyślony przez organizatora-nowicjusza. W pałacu i pokojach nie wszystko było jeszcze skończone, dopracowane i piękne jak teraz, a mimo to te pierwsze grupy wyjeżdżały ze łzami w oczach, co motywowało, by robić jeszcze więcej i jeszcze lepiej. Szczególnie im dziękuję za zaufanie i za „powera”.

Fotografia cieszy się w Polsce dużą popularnością. Czy chętnych do doskonalenia umiejętności też przybywa?

Z roku na rok mam coraz więcej Absolwentów. Zauważam, że ludzie coraz chętniej inwestują w siebie, chcą spędzać aktywnie czas, uczestnicząc nie tylko w naszych „Twórczych wczasach”, czy weekendowych plenerach z mistrzami, ale coraz częściej w spotkaniach podnoszących ich wiedzę i kwalifikacje, wspomnę tu chociażby nasze warsztaty z Fotomalarstwa czy Postprodukcji zdjęć połączone z sesjami plenerowymi.

A ilu uczestników odwiedziło do tej pory Złodziejewo?

Myślę, że około pół tysiąca.

Z czego może wynikać to duże zainteresowanie fotografią? Czy obserwując tylu uczestników dostrzega Pani tylko modę czy może coś więcej?

Oczywiście ja dostrzegam także coś więcej. Jako miłośnik kultury i architektury dostrzegam coraz większą świadomość Polaków, to oczywiście pociąga za sobą także ich większe oczekiwania, co dla organizatorów czegokolwiek nie zawsze jest łatwe i wygodne, ale mnie osobiście cieszy. Zauważam zmiany na ulicach, w restauracjach, hotelach – oczywiście są to z reguły zmiany na lepsze. Ludzie są coraz wrażliwsi na piękno, coraz bardziej świadomi swoich oczekiwań. Może nie zawsze uświadamiamy sobie, że to my stwarzamy przestrzeń, w której żyjemy i jej jakość.Co chwilę na rynku pojawiają się nowe propozycje, nowe warsztaty, więc tym bardziej jestem dumna, że Złodziejewo i jego idea dzielnie trwa i przyciąga coraz nowych ludzi. Myślę, że jest to wynikiem konsekwencji, nawet i dyscypliny, szacunku dla pewnych zasad i historii, stałego poziomu, rozpoznawalnego stylu oraz zapewne przede wszystkim klimatu miejsca. Ludzie wyjeżdżając bardzo często mówią, że pobyt w Złodziejewie był dla nich wyrwaniem się od problemów, z codzienności, że Złodziejewo jest innym światem – azylem, w którym zatrzymuje się czas i gdzie liczy się tylko Pasja.

Przychodzą ludzie z różnymi pomysłami, różną motywacją i różnym poziomem doświadczenia. Czy łatwo jest znaleźć wspólny język dla wielu różnych fotografów?

Muszę przyznać nieskromnie, że w Złodziejewie, zwłaszcza biorąc pod uwagę ilość gości, bardzo rzadko zdarzają się jakiekolwiek nieporozumienia i zła aura. To miejsce ma chyba moc przyciągania ciekawych, wrażliwych osób. Fisz śpiewa, że „Język barierą, a muzyka językiem wszechświata”, a ja parafrazuję, że Fotografia jest językiem wszechświata. Myślę, że to w Złodziejewie łączy. Bywają sytuacje różne, to oczywiste – nie jestem jedyną osobą na świecie, która trafia wyłącznie na cudownych, szczerych ludzi, ale z reguły przy wielkim złodziejewskim stole jest jak w ulu i przy pożegnaniu padamy sobie w ramiona.

 

 

Jak wygląda standardowy plan warsztatów, pracujecie w grupach? Więcej czasu poświęcacie praktyce czy teorii?

Jest miejsce i czas zarówno na teorię jak i praktykę, oczywiście to zależy od typu warsztatów, plenerów, od ich programu. Ciekawskich odsyłam na naszą stronę. Powiem tylko, że mając ogromne doświadczenie, chyba w tej chwili w Polsce największe, wciąż udoskonalam programy, biorąc pod uwagę wszelkie uwagi. Staramy się unikać sytuacji, by praca na planie zdjęciowym była wspólna. Kładę nacisk na pracę samodzielną z modelką – na stwarzanie, nie odtwórstwo. Uczulam na „kradzieże” zza pleców. Inspiracja, czerpanie od siebie nawzajem, pomoc i wymiana doświadczeń – TAK; kopiowanie – NIE! Zawsze mówię o aspekcie moralnym fotografowania. O traktowaniu siebie i innych uczestników, jak autorów i artystów – w końcu są to warsztaty fotografii artystycznej, a nie jakiegoś rzemiosła.

Jest też czas na integrację i chwilę wytchnienia?

Z tym niestety lub „stety” bywa różnie. Uczestnicy czasami ostatniego dnia zwierzają się, że zabrali z sobą zaległości, prasę, książkę i okazało się, że nie było czasu nawet jej otworzyć. Czas w Złodziejewie jest bardzo urozmaicony – nigdy nie jest tak, że przez 12h Uczestnicy robią jedną czynność, na pewno nie ma tu monotonii. Warsztaty zawsze zaczynamy od rozmowy w grupie z osobami o nich – interesuje nas kim są, skąd są, jakie mają marzenia, doświadczenia związane z fotografią. Może to mój błąd, bo wszystko traktuję bardzo osobiście i przez to swoich gości nie traktuję jak klientów. Każdy jest dla mnie osobą, coś się przekazuje ale od, której też się wymaga. Chcę, by w grupie, choćby po tej pierwszej rozmowie, pojawiły się zalążki sympatii i wiedzy o drugim człowieku. Prawie zawsze warsztaty rozpoczynają się od integracyjnego ogniska – ogień jak wiadomo uspokaja, wycisza, uwalnia atawizmy; uczestnicy zawsze zasiadają do wspólnych posiłków o określonych godzinach, nawet jeśli nie byłoby o czym gadać, to sąsiadowi „trzeba” podać masło. Staram się też, by podczas fotografowania wszyscy sobie pomagali, a przy omawianiu zdjęć, by dzielili się szczerymi uwagami, zamiast się krygować. W jednym zdaniu ujmując, staram się, by na ten tydzień czy weekend, stać się rodziną. Co skutkuje tym, że często w Złodziejewie powstają przyjaźnie na długie lata.

 

 

Jak wygląda standardowy plan warsztatów, pracujecie w grupach? Więcej czasu poświęcacie praktyce czy teorii?

Jest miejsce i czas zarówno na teorię jak i praktykę, oczywiście to zależy od typu warsztatów, plenerów, od ich programu. Ciekawskich odsyłam na naszą stronę. Powiem tylko, że mając ogromne doświadczenie, chyba w tej chwili w Polsce największe, wciąż udoskonalam programy, biorąc pod uwagę wszelkie uwagi. Staramy się unikać sytuacji, by praca na planie zdjęciowym była wspólna. Kładę nacisk na pracę samodzielną z modelką – na stwarzanie, nie odtwórstwo. Uczulam na „kradzieże” zza pleców. Inspiracja, czerpanie od siebie nawzajem, pomoc i wymiana doświadczeń – TAK; kopiowanie – NIE! Zawsze mówię o aspekcie moralnym fotografowania. O traktowaniu siebie i innych uczestników, jak autorów i artystów – w końcu są to warsztaty fotografii artystycznej, a nie jakiegoś rzemiosła.

Jest też czas na integrację i chwilę wytchnienia?

Z tym niestety lub „stety” bywa różnie. Uczestnicy czasami ostatniego dnia zwierzają się, że zabrali z sobą zaległości, prasę, książkę i okazało się, że nie było czasu nawet jej otworzyć.

Czas w Złodziejewie jest bardzo urozmaicony – nigdy nie jest tak, że przez 12h Uczestnicy robią jedną czynność, na pewno nie ma tu monotonii. Warsztaty zawsze zaczynamy od rozmowy w grupie z osobami o nich – interesuje nas kim są, skąd są, jakie mają marzenia, doświadczenia związane z fotografią. Może to mój błąd, bo wszystko traktuję bardzo osobiście i przez to swoich gości nie traktuję jak klientów. Każdy jest dla mnie osobą, coś się przekazuje ale od, której też się wymaga. Chcę, by w grupie, choćby po tej pierwszej rozmowie, pojawiły się zalążki sympatii i wiedzy o drugim człowieku. Prawie zawsze warsztaty rozpoczynają się od integracyjnego ogniska – ogień jak wiadomo uspokaja, wycisza, uwalnia atawizmy; uczestnicy zawsze zasiadają do wspólnych posiłków o określonych godzinach, nawet jeśli nie byłoby o czym gadać, to sąsiadowi „trzeba” podać masło. Staram się też, by podczas fotografowania wszyscy sobie pomagali, a przy omawianiu zdjęć, by dzielili się szczerymi uwagami, zamiast się krygować. W jednym zdaniu ujmując, staram się, by na ten tydzień czy weekend, stać się rodziną. Co skutkuje tym, że często w Złodziejewie powstają przyjaźnie na długie lata.

 

Warsztaty Fotografii Artystycznej w Złodziejewie to również niebagatelne miejsce: Pałac Jasminum: ogrody, plenery, stara gorzelnia, jest tego więcej?

Do dyspozycji gości na wyłączność oddany jest 9ciohektarowy park ze starodrzewem, obluszczonymi murami (najczęściej zdarza się, że uczestnicy penetrują tylko jego obrzeża, bo brakuje czasu na resztę); gospodarstwo-folawark z sekretami i z XIX wieku, i z czasów komuny to kolejne 9ha; gorzelnia i opuszczone mieszkanie ze wzorzystymi tapetami to kolejne atuty na miejscu; czasami dla urozmaicenia zabieram Uczestników na wycieczki – a to wypatrzę kwitnące pole facelii, czy słoneczników, to pojedziemy nad jezioro, to do zaprzyjaźnionego pałacu – myślę, że możliwości okolicy pomimo istnego oblężenia wciąż jeszcze zostały nie w pełni wykorzystane. W tym roku zaczęłam także organizować wyjazdowe Zloty Absolwentów, wykorzystując fakt, że znam sekrety o najpiękniejszych opuszczonych zabytkach w Polsce.

Zdarza się, że absolwenci wracają na kolejną edycję?

Oczywiście! Jest stosunkowo bardzo mało osób, które były tu tylko jeden raz. Rekordziści byli po kilkanaście razy. I to oczywiście powód do największej dumy.

Nie możemy nie zapytać o sprzęt, korzystacie z oświetlenia studyjnego? Jakie najlepiej sprawdza się na warsztatach?

Owszem korzystamy. Osobiście nawet w studiu lubię światło zbliżone do naturalnego. Na początku mieliśmy kilka lamp błyskowych, które nadal są dostępne w studiu, ale to dzięki kontaktowi z Fripersem udało nam się skompletować sprzęt, z którego jesteśmy bardzo zadowoleni. Zainwestowaliśmy w lampy ze światłem stałym, m.in.: Sun 400 i Jinbei Led EF-100. Do tego dokupiłam różne modyfikatory, które dają ogromne możliwości: softboxy oktagonalne, parasolki, czasze. Uczestnicy mogą popróbować wszystkiego po trochu.

Na waszej stronie internetowej można znaleźć bardzo pokaźną galerię świetnych zdjęć, czy to fotografie uczestników wykonane w czasie warsztatów?

Tak, oczywiście. Promuję warsztaty głównie owocami pracy ze Złodziejewa Absolwentów. Uważam, że przede wszystkim to świadczy o poziomie i możliwościach miejsca. Nie bardzo rozumiem sens, promowania wydarzeń i miejsc zdjęciami z nimi nie związanymi. Nota bene kilka razy natknęłam się na promowanie jakichś warsztatów zdjęciami ze Złodziejewa! Na stronie pojawiają się także zdjęcia naszych prowadzących, jak i moje, byśmy nie byli anonimowi dla naszych gości. Statystki wyglądają na tę chwilę tak, że w galerii mamy 252 Absolwentów i ich 3680 obrazów…

To zasługa warsztatów czy po prostu macie szczęście do utalentowanych uczestników?

Cóż mogę powiedzieć, by być jak najbardziej obiektywną… Trafiają do nas ludzie na naprawdę baaaardzo różnym poziomie. Często bywa, że, jak sami się chwalą, robią na naszych plenerach swoje najlepsze dotychczas zdjęcia. Zapraszam do współpracy i zostawiam w zespole odpowiedzialne, rzetelne osoby i wiem, że prowadzący dają z siebie wszystko, zarażając Uczestników swoim widzeniem świata. Wszyscy uczulamy na światło, ja stwarzam miejsca godne twórczych plenerów, ściągam inspirujące, piękne modelki, mam dwie wielkie szafy, które wciąż sukcesywnie zasilam w ubrania pieczołowicie wyszukiwane z najróżniejszych źródeł, więc Uczestnicy mają wszelkie składniki, by stworzyć udane zdjęcia. Myślę, że nic nie jest tu bez znaczenia – nawet gadżety, meble, bibeloty znajdujące się w pałacu.Wracając do pierwszego pytania – początki były trudne też dlatego, że pierwotnie wielu ludziom trudno było zrozumieć i zaakceptować fakt, że płacą za miejsce, za modelki i ich wizaż oraz stylizacje, za prowadzących, a ktoś „trzyma łapę” na ich pracach. Dopiero po wielu miesiącach większość uczestników zrozumiała, że i dla mnie jest to problematyczne, a robię to tylko i wyłącznie po to, by dbać o jakość zdjęć – zarówno ze względu na renomę warsztatów, jak i ze względu na wizerunek modelek – często tych z górnej półki – no i przede wszystkim, mając na uwadze realny rozwój przyjeżdżających tu fotografów – wychodzę bowiem z założenia, że lepsze dla nich jest nie klepanie po plecach chwilowo poprawiające samopoczucie, ale rozwijająca konstruktywna krytyka. Początkowo trudno też było przekonać wszystkich, by zdjęcia powarsztatowe były opisane celem wskazania, że powstały tu i tu. Doprawdy trudno mi to zrozumieć, bo przecież na warsztatach składniki są dane i zwykła uczciwość wymaga, by o tym wspomnieć. Na szczęście Złodziejewo zapoczątkowało modę i teraz opisywanie genezy powstania zdjęć stało się regułą. Wracając do omawiania, często Absolwenci pytają mnie o zdanie, podsyłając zdjęcia ze swoich prywatnych powarsztatowych sesji, a mi już zwyczajnie brakuje czasu, by móc im wszystkim pomóc.

Ale nie zatrzymujecie się w miejscu? Jak rysuje się przyszłość Warsztatów Fotografii Artystycznej w Złodziejewie, szykujecie jakieś nowe wydarzenia?

Myślę, że nigdy nie stoję w miejscu. W tym roku np. wyszłam poza granice Polski i zaczęłam zapraszać mistrzów fotografii zza granicy. A nowe wydarzenia, hmm… – wtajemniczeni czekają na narodziny dziecka Złodziejki i Złodziejewa. Podobno w życiu kobiety wtedy wszystko się zmienia, więc rewolucja będzie na pewno. Sama jestem ciekawa, w którym kierunku podążę…

Zatem czekamy na rewolucję w Złodziejewie.

Warsztaty w Złodziejewie
Zalesie ul. Szubińska1, 89-200

BĄDŹ NA BIEŻĄCO, NEWSLETTER